Gwendolyn
- Kiedy tylko zostaną ogłoszone jego zaręczyny
Gideon otrzyma tytuł książęcy co pozwoli nam ustabilizować jego pozycję wśród
tutejszej szlachty. Jednak kropka nad i będzie żona.
- Żona??? – zdziwiłam się
- Tak. Pomyśl tylko, moja droga, arystokraci
mogliby nie dopuścić do koronacji nieutytułowanego anglika praktycznie bez
korzeni hiszpańskich ani jakiegokolwiek przygotowania. Niestety nie jest naszym
synem i zbyt późno uświadomiliśmy sobie wagę jego kandydatury. Jednak
utytułowany i żonaty Gideon byłby lepszym kandydatem niż tutejszy
niepełnosprawny, który Bóg wiek kiedy i czy w ogóle założy rodzinę.
- A dlaczego nie miałby, wasza wysokość?
- Ponieważ jego choroba stale postępuje. Jest
coraz bardziej przywiązany do swojego wózka i potrzebuje stale opieki.
Rozumiesz chyba, że król musi być bardzo dyspozycyjny i wiele podróżować. W
takim stanie Michael nie może wykonywać tego rodzaju obowiązków.
- To dlatego tak bardzo wspieracie kandydaturę
Gideona.
- Jesteś bystra. Jednak jeśli chcesz zostać jego
żoną, a w konsekwencji królową będziesz musiała się wiele nauczyć i wiele
poświęcić.
- Zdaje sobie z tego sprawę, ale jestem gotowa
poświęcić dla niego wszystko.
- W takim razie powinnyśmy zacząć od razu, tylko
nie mów o naszej rozmowie nikomu, a w szczególności Alicii. Musimy wymyślić
jakiś powód zerwania ich zaręczyn, dla prasy i nie może być to zdrada lub nagły
przyjazd dawnej miłości.
- Rozumiem to doskonale.
- Będziemy się spotykać codziennie właśnie w tym
saloniku. Możemy zaczynać lekcje?
- Oczywiście, wasza wysokość.
- W takim razie chciałabym ci zadać kilka podstawowych pytań. Muszę wiedzieć od
czego musimy zacząć.
- Słucham.
- Wiem, że pięknie mówisz po hiszpańsku, dzięki
Bogu. Czy znasz jeszcze jakieś języki oprócz angielskiego?
- Tak. Z używanych do
dziś to francuski, hiszpański, włoski, angielski, duński, polski, niemiecki i chiński
- W takim razie na pewno kwestie języków mamy z
głowy. – powiedziała z dużym podziwem – Jak sobie radzisz z historią?
- Cóż, Anglię znam na wylot, ale Hiszpanię
gorzej.
- Nie szkodzi dopracujemy to. Trzeba też będzie
popracować nad etykietą i znaleźć ci jakąś stałą pozycję na dworze. Będzie to
dość trudne zważywszy na Twój brak tytułu, ale mam pewien pomysł. Żadna gazeta
jeszcze nie wie kim jesteś, więc może lepiej będzie jeśli przedstawimy cię jako
córkę moich krewnych z Anglii. Zostałabyś moim goście i w ten sposób nikt nie
śmiałby komentować twojego pobytu w pałacu. Co ty na to?
- Będę zaszczycona, wasza wysokość.
- Jeśli masz udawać moją krewną to nie mów tak
do mnie. Myślę, że ciociu będzie na miejscu.
- Jestem zaszczycona wasza wy… ciociu. –
poprawiłam się szybko – Bardzo przepraszam za takie pytanie, ale jak właściwie
pani ma na imię?
- Sophia - roześmiała się - Jednak mamy jeszcze
jeden problem. Żaden Hiszpan nie wymówi imienia Gwiendelyn.
Tym razem to ja się roześmiałam. Miała ten sam
problem co książę Nicolas.
- Widzisz skarbie.– powiedziała również się
śmiejąc
- Może Grace.
- Ślicznie, Grace. Zupełnie jak słynna księżna
Monaco. Masz jakieś powiązania z tym imieniem?
- Tak. To jest moje drugie imię.
- Cudownie.
- Czyli oficjalnie mam na imię Grace Montrose?
- Nie skarbie, wciąż jesteś Gwendolyn Grace Montrose,
ale postaramy się pokierować prasą tak, aby społeczeństwo zaczęło cię nazywać
Grace. Przypuszczam, że imię Gwendolyn nie przysporzyło by ci popularności.
Przytaknęłam. Od tej chwili zamierzałam walczyć
o swoją miłość. Reszta rozmowy z moją nową „ciocią” przebiegła na ustalaniu
poziomu mojej wiedzy o historii i tym podobnych sprawach.
Wróciłam do pokoju koło dwunastej w nocy.
Szpilki w mojej fryzurze się poluzowały, a moje nogi nieprzyzwyczajone do
szpilek po prostu mi odpadały. Kiedy tylko przekroczyłam próg pokoju miałam
ochotę upaść prosto na łóżko.
- Witamy panienko – wszystkie dygnęły
- Och. Myślałam, że już jesteście w łóżkach. –
powiedziałam bardzo zdziwiona
- Nie wolno nam odejść dopóki panienka nam nie
pozwoli.
- Bardzo was przepraszam, nie wiedziałam.
- Ależ, nie ma za co. Panienka życzy sobie,
abyśmy naszykowały kąpiel?
- Nie tylko pomóżcie mi się wydostać z tej
sukienki.
July wyjęła mi szpilki z włosów i dokładnie je
wyczesała. Pozostałe dziewczyny uwolniły mnie ze spódnicy i rozpięły górę od
sukienki.
- Dziękuję wam. Możecie już iść.
- Dobranoc panienko. – powiedziały dygając
Zaraz po ich wyjściu zdjęłam sukienkę, założyłam
piżamę i rzuciłam się na łóżko.
Zaśnięcie nie zajęło mi nawet minuty.
…
tydzień później
- Panienko, już czas wstać. Spóźni się panienka
na śniadanie. – Lily próbowała mnie przekonać
- Jeszcze pięć minut
- Panienko naprawdę pozwoliłyśmy panience spać
zbyt długo.
Nie chętnie wstałam z łóżka. Wzięłam szybką
kąpiel. Pokojówki przygotowały mi kanciaste niebieskie spodnie i luźną, białą
koszulową bluzkę. Do nich znów dostałam szpilki, tylko tym razem kremowe.
Zaczęłam się zastanawiać po co zabrałam swoje ubrania, ale nie protestowałam.
Włosy zostawiłam rozpuszczone, a do uszu włożyłam delikatne kolczyki z
niebieskich opali.
- Dziękuję wam za pomoc. Macie wolne do obiadu.
- Dziękujemy panienko – nie mogłam ich
odzwyczaić od tego ciągłego dygania
Szłam do jadalni jak zahipnotyzowana. Przez cały
czas byłam pewna, że o czymś zapomniałam, ale nie miałam pojęcia o czym. Kiedy
weszłam do jadalni zobaczyłam królową i Alicię. Gideona jeszcze nie było.
- Witaj moja droga. – powiedziała królowa widząc
mnie w progu
- Witaj ciociu – odpowiedziałam po chwili
wahania
- Usiądź koło mnie.
Usiadłam na wolnym miejscu koło królowej.
- Jak spałaś skarbie?
- Bardzo dobrze, dziękuję.
- Co podać panience? – spytał najbliższy lokaj,
a widząc moja niepewną minę zaczął wyliczać - Naleśniki? Sałatkę owocową?
Jajka? Może grzanki?
- Sałatkę owocową
- Oczywiście, zaraz podam – skłonił się i
odszedł
W tym momencie Gideon wszedł do sali. Omiótł
wzrokiem zebranych. Jego wzrok zatrzymał się na krótką chwile na Alicii potem
zaś spoczął na mnie.
- Witam wszystkich. – przywitała się Gideon
Lokaj akurat przyniósł mi tacę z owocami.
- Dziękuję – powiedziałam do lokaja z uśmiechem
Gideon zajął miejsce koło Alicii, ale nie
spuszczał ze mnie wzroku. Ona coś mu cicho opowiadała, ale on nie wyglądał
jakby choć prze sekundę jej słuchał.
- Gideon – walnęła go łokciem – Czy ty mnie w
ogóle słuchasz?
Nic nie odpowiedział, więc krzyknęła.
- Do jasnej cholery, odpowiedz na moje pytanie.
- Alicio, damie ani przyszłej królowej nie
wypada używać takich słów – skarciła ją królowa
- Przepraszam wasza wysokość, niepotrzebnie się
uniosłam.
- Powinnaś popracować nad swoim zachowaniem. To
nie był pierwszy taki wybuch. Nie wiem co się z tobą dzieje od tygodnia
zachowujesz się kary godnie.
- Bardzo przepraszam
Od kąt pojawiłam się na dworze Alicia nie mogła
zaznać spokoju. Nie spotykałam się z Gideonem więcej niż trzy razy nie licząc
posiłków, ale jej chyba bardziej chodziło o względy królowej. Czuła się
bezpieczna w ich związku, ale ewidentnie była wściekła, że nie jest już
ulubienicą królowej. Widywałam „ciocię Sophię” częściej niż kogokolwiek. Opanowałam
już większość zasad etykiety. Szczerze mówiąc nie wiele się zmieniło od
dziewiętnastego wieku. Takie same sztućce, takie same tytuły, taka sama
hierarchia, innymi słowami nic nowego. Gorzej było z historią, ale starałam się
jak najszybciej wszystkiego nauczyć. Nie było to z resztą zbyt trudne, po tym
jak musiałam się uczyć historii Anglii z dokładnością do piątego pokolenia
krewnych każdego króla to wydawało się tak proste jak zjedzenie bułki z masłem.
Z mojego rozmyślania wyrwała mnie królowa.
- Skarbie pamiętaj, że dzisiaj o czwartej jest
konferencja prasowa. W reszcie powinniśmy cię wszystkim przedstawić.
- Skoro musimy – udałam poważnie zmartwioną
Wszyscy się roześmieli widząc moją do bólu
sztuczną minę. Tylko Alicia pozostawała poważna i niewzruszona.
- Alicio, dziś wieczorem odbędzie się nasz bal
zaręczynowy, mam ogromna nadzieję, że do tej pory nauczysz się śmiać. Nasi
goście mogą być rozczarowani widząc twoje niezadowolenie. – powiedział Gideon
wciąż śmiejąc się ze mnie.
Na jego uwagę natychmiast się uśmiechnęła.
Widziałam, że ona naprawdę go kocha. Nie wiem czy zdawała sobie sprawę, że go
traci, ale ja czułam się okropnie z tą świadomością.
Szturchnęła go delikatnie łokciem.
- Przestań. Przecież wszyscy wiedzą, że potrafię
się śmiać.
- Nie tylko parę milionów ludzi, którzy czytają
gazety lub oglądają telewizję.
Tym razem wszyscy się roześmiali. Skończyłam
śniadanie.
- Bardzo przepraszam, że nie poczekam na
wszystkich, ale muszę dopilnować wszystkich szczegółów związanych z dzisiejszym
balem.
- Jeszcze raz bardzo ci dziękujemy, Grace. –
wszyscy starali się mi pomóc przyzwyczaić do nowego imienia, ale ja cały czas
czułam się jakby mówili do mojej mamy - Nie wiemy co byśmy bez ciebie zrobili.
– Alicia kontynuowała, a Gideon mrugnął do mnie porozumiewawczo
- Oczywiście kochanie. Możesz już iść. –
powiedziała królowa
Skłoniłam się delikatnie i ruszyłam do wyjścia.
Ledwo zamknęłam za sobą drzwi poczułam znajome mdłości. Nie, nie, nie cholera
wiedziałam, że o czymś zapomniałam. Biegłam jak szalona w kierunku najbliższego
znanego mi pokoju – biblioteki. Wpadłam do środka i natychmiast obraz przed
moimi oczami się rozmazał.
- Aaaaa – wrzasnęłam zaskoczona
Spadłam na ziemię, dobrze że tylko z pierwszego
piętra. Byłam w środku lasu, a dookoła nie było żywego ducha. To nie możliwe,
pałac zbudowano w XVIII wieku, ale wcześniej na pewno nie było tu lasu!!! Kiedy
ja jestem?
…
Pół godziny później
Znów poczułam mdłości i znalazłam się w naszych
czasach tylko tym razem w ogrodzie. Na szczęście nie wylądowałam w
fundamentach. Pojawiłam się na szczęście za różanym żywopłotem, który rósł w
jednym z bocznych ogrodów. Uff, nikt mnie nie widział. Miałam pół godziny
opóźnienia, więc była nawet zadowolona, że jestem prawie na miejscu. Jako, że
mieliśmy prześliczną pogodę postanowiłam urządzić kolację w ogrodzie, a dopiero
sam bal w Sali Balowej. Kiedy robotnic i ochmistrz ceremonii mnie zobaczyli
natychmiast się skłonili.
- Witamy, prace przebiegają dobrze. Lampiony są
już powieszone, a personel rozdzielony. Czy mamy od razu rozstawiać stoły,
panienko Grace?
- Tak, zostały na tylko trzy godziny i wszystko
ma być gotowe.
- Oczywiście. Proszę się nie martwić, wszystko
będzie na czas.
- O boże gdzie ty niesiesz te kwiaty. –
krzyknęłam na widok młodego chłopaka wynoszącego róże centralnie na słońce - Natychmiast zanieś je do lodówek. Przecież one
uschnął w trzy sekundy przy takim słońcu.
- Och, tak panienko, przepraszam. – powiedział
patrząc na mnie jak w obrazek
- Nie patrz tak na mnie, tylko idź.
- Stawiać kwiaty na niewidzialnych stołach. -
mruknęłam - Na pewno pan sobie poradzi? – zwróciłam się do mistrza ceremonii
- Proszę mi zaufać, panienko.
- W takim razie idę zobaczyć co z salą balową.
Odwróciłam się i pognałam, tak szybko jak to
wypadało damie, do środka. Sala zapierała dech w piersiach, po za jednym
szczegółem. Cała podłoga była zaśmiecona wszystkim czym się tylko dało. Płatki
kwiatów, kawałki ciast, brudne szmaty po prostu jak przez ten piękny parkiet
przeszedł tuzin świń. Dookoła nie było żywego duch ani jednej osoby ze służby.
Wyszłam na korytarz i zobaczyłam biegnąca pokojówkę.
- Zaczekaj chwilę, proszę
Zatrzymała się niepewnie.
- Czy coś się stało?
- Znaleziono lekarstwo dla króla, to jakiś
wymarły gatunek rośliny.
- Skoro wymarły, to znaczy że nie znaleziono.
- Ale każdy chce dostać nagrodę.
- Jaką nagrodę?
- Za dostarczenie tej rośliny, korona wyznaczyła
nagrodę.
- I teraz każdy biega po pałacu i szuka wymarłej
roślinki?
- Mniej więcej, panienko – powiedziała speszona
- W takim razie bądź tak dobra i powiedz im, że
szukać wymarłej roślinki mogą dopiero po zakończeniu pracy, a teraz lepiej
niech się zajmą przygotowaniem Sali Balowej. – już odchodziła kiedy dodałam – A
i radzę szukać jej na dworze, bo raczej na marmurze nie rośnie.
- Oczywiście panienko.
Za czterdzieści minut wszystko było gotowe.
Kucharze mieli już gotowe przystawki, a została nam jeszcze godzina. Byłam z
siebie dumna. Teraz mogłam zajrzeć do królowej.
- Witaj skarbie. Słyszałaś już?
- Tak, wasza wysokość – dygnęłam – W związku z tą
nieszczęsną nagrodą służba postanowiła przyjmować gości w Sali Balowej, która
wyglądała jakbyśmy hodowali tu nie tylko wymarłe roślinki, ale przede wszystkim
świnie.
- Tego się bała, ale ta nagroda to był pomysł
Alicii. Ja i tak już nie mam nadziei.
- Proszę tak nie mówić. – zastanowiłam się
chwilę – Kiedy wymarła ta roślina?
- Jakieś sto pięćdziesiąt lat temu. W naszym zoo
usechł jeden z ostatnich okazów.
- Wasza wysokość, w takim razie jest jeszcze
nadzieja.
Moje kochane,
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał. Jest mi bardzo przykro z powodu tak nielicznych komentarzy. To daje mi do myślenia i obawiam się że z powodu małej popularności będę musiała zamknąć bloga. :(
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCzekałam, czekałam i się doczekałam! Świetnie jak zawsze. Jestem bardzo ciekawa jak chcesz pociągnąć dalej tę historię. Tylko trochę więcej Gwen i Gideona.
OdpowiedzUsuńI nie zamykaj bloga. To, że leniwym ludziom nie chce się pisać komentarzy, nie znaczy, że nie czytają. Na pewno nie tylko ja jestem zachwycona historią. :)
Nawet nie waż mi się zamykać!!! To jest genialne, ale nie mogę się przyzwyczaić do tego Grace. I co najważniejsze: za mało Gideona XD (śmieje się). Jedyna moja uwaga: uważaj na znaki interpunkcyjne. Na koncach akapitów często umykają ci kropki, zdarzają się też braki przecinków tam, gdzie powinny być. Jeśli masz z tym problem, radzę czytać cały tekst na głos przed dodaniem - to może naprawdę pomóc. Oprócz tego, przeważająca ilość dialogów. Nie mam nic przeciwko, ale zamiast ciągu typu:
OdpowiedzUsuń-Ojej, dziękuję.
-Och, nie ma za co.
-Wiedziałam, że ci się spodoba.
(To przykład z głowy)
Można zrobić tak:
-Ojej, dziękuję. - Zarumieniona pogłaskała materiał sukienki.
Ania roześmiała się.
-Och, nie ma za co.
-Wiedziałam, że ci się spodoba.
Wtedy brzmi to o wiele lepiej i łatwiej sobie można wyobrazić sytuację, która automatycznie wydaje się bardziej naturalna.
Jeśli chodzi o małą ilość komentarzy to pewnie byłoby och więcej, gdybyś odblokowała funkcję Anonimowego komentowania XD =D
Mam nadzieję, że nie obraziłaś się za te rady, bo pomysł na bloga jest naprawdę super. Trzeba tylko dopracować interpunkcję i dialogi. Ja chcę ci naprawdę pomóc i nie ma w tym komentarzu żadnej złośliwości, bo lubię czytać to, co wymyślisz.
Także czekam na next i pozdrawiam gorąco,
Wera ;* (ostatnio komentowałam tu z 2 rozdziały temu i połowa komentarza to było "Och, Gideon...". Mam nadzieję, że mnie pamiętasz i siesz kto ci tak truje XD ;* )
Bardzo dziękuję ci za rady. W ogóle mnie nie uraziły i bardzo się cieszę, że przekazałaś mi swoje uwagi.
UsuńOch, Och, Och, Och, Och!!! Niech ona znajdzie tą pieprzoną roślinkę i ożeni się z Gideonem!
OdpowiedzUsuńA jak zamkniesz bloga to się śmiertelnie obrażę!
W stu procentach zgadzam się z Wera Ala. Na moich blogach również było mało komentarzy do momentu, kiedy uruchomiłam funkcję Anonimowego komentowania.
OdpowiedzUsuńSama prowadzę bloga o tej tematyce (Trylogia czasu — Opowiadania. - http://trylogia-czasu-opowiadania.blogspot.com/) W sumie to niby z przyjaciółką, ale jej wkład w rozdziały to 1. lub 4 zdania, reszta wychodzi ode mnie.
Mała prośba. Czy mogłabyś czasem dodawać częściej rozdziały? Uwielbiam twoją historię i to jak postrzegasz świat. Jednak nie mogę się przyzwyczaić do Imienia Grace, bardziej moim zdaniem pasuje nadal jej Gwendolyn Sophie Elisabeth Shepherd. Jestem za tym, a może tylko mi jest trudno się do tego przyzwyczaić.
Jeśli zamkniesz tego bloga to cię znajdę i ... ( Wiesz, o co mi chodzi. ;-p)
Podsumowując:
1. Następnie za mało Gideona i Gwendolyn. Zdecydowanie za mało!
2. Rozbudowanie dialogów.
Np.:
- Czyż nie jest dziś piękna pogoda? - Rozejrzała się wokoło.
- Owszem. Ale jak dla mnie zbyt gorąco. - Stwierdziłam, chowając się pod cieniem rzucającym przez drzewo rosnące tuż obok fontanny. - Od zawsze nie przepadałam za takimi temperaturami. - Podążyłam za wzrokiem przyjaciółki.
3. DLACZEGO NIE MA CZĘŚCIEJ ROZDZIAŁÓW?!
4. Nadal nie mogę się przyzwyczaić do imienia Grace jednak wolę Gwendolyn Sophie Elisabeth Shepherd.
Pamiętaj, ZE TO TYLKO MOJE ZDANIE!!!
Błagam dodaj szybko XEXT!!!
Strasznie mi się podoba ten blog. Jest bardzo ciekawy. Nie usuwaj go jeśli sprawia ci przyjemność pisanie. A na pewno nie dla tego że martwią cię komentarze. Bo jest ich wiele. 😊
OdpowiedzUsuńProsze!!! Pisz dalej!!! Wiem ze pisalas to w 2015 ale ja nadal sledze twój blog!
OdpowiedzUsuń59 yrs old Speech Pathologist Isabella Tomeo, hailing from Courtenay enjoys watching movies like "Edward, My Son" and Kabaddi. Took a trip to Medina of Fez and drives a Ferrari 250 GT LWB California. pojawiaja sie na tej stronie
OdpowiedzUsuń