Gwendolyn
- Może zechciałaby panienka wrócić do środka.
Zaraz poślemy kogoś po pani rzeczy? – usłyszałam głos jednego z gwardzistów
- Dziękuję – powiedziałam z ulgą
- Nie ma za co. Wykonujemy tylko nasze
obowiązki. – powiedział to z wyraźnym uśmiechem jakby był dumny ze swojej pracy
- Mimo to dziękuję.
Pośpiesznie zaciągnęłam Leslie do środka.
- Nigdy nie widziałam takiego tłumu
dziennikarzy. Skąd ich się tyle nabrało?
- Podczas gdy ty tak dyskretnie zaczepiłaś
Gideona przed szpitalem jakiś fotograf zrobił wam kilka ładnych odbitek.
Widział cię jeden, potem ja się wmieszałam i zrobiło się jeszcze ciekawiej,
wiec za pewne nie omieszkał przekazać swoim przyjaciołom, że potrzebuje
jakiegoś wywiadu pod tą ładną odbitkę. Swoją drogą to naruszają miliony
paragrafów dotyczących przestrzeni osobistej i prywatność osób takich
jak ty cz ja. Mogłabym im wytoczyć postępowanie karne z paragrafu…
- Gwen, znowu mówisz tym swoim prawniczym
jazgotem. Od kąt zaczęłaś te przeklęte studia coraz częściej go słyszę. Mam
dość.
- Ok. W porządku. To idziemy zobaczyć nasze
pokoje?
- Hurra. Jasne, że tak. – krzyknęła jak mała dziewczynka
- Hurra. Jasne, że tak. – krzyknęła jak mała dziewczynka
Zaraz po tych słowach wypruła jak strzała i
pobiegła schodami w górę jakby była u siebie. Nie miałam zamiaru tu krzyczeć,
ani tym bardziej gonić Leslie. Jedyne co mi pozostało to zaufać, że jej
hiszpański jest na tyle dobry, żeby dowiedzieć się gdzie jest jej pokój od
pałacowej służby. Koło każdych większych drzwi stało dwóch lokai, którzy w
razie potrzeby mieli je otwierać dostojnikom. Ruszyłam w kierunku tych
najbliżej schodów, gdy natknęłam się na pokojówkę.
- Przepraszam panienko. – już miała odejść, gdy
nagle uświadomiła sobie coś - Czy mogę w czymś pomóc? – spytała niepewnie
- Tak. Jestem przyjaciółką sir de Villiersa i
jego narzeczonej. Zostałam zaproszona do pałacu w związku z uroczystościami
organizowanymi z okazji ich zaręczyn.
- Oczywiście. Panna Montrose?
Skinęłam głową. Po tych całych zamieszaniach z
moimi rodzicami przyjęłam oficjalnie rodowe nazwisko, aby nie odcinać się w tej
kwestii ani od jednych ani od drugich rodziców.
- Proszę za mną.
Ruszyłam w kierunku, który mi wskazała.
Zaprowadziła mnie na pierwsze piętro i wskazała pokój w prawym skrzydle pałacu
na samym końcu korytarza.
- W środku czekają już pokojówki panienki. Tuż
obok jest pokój panny Fray.
- Dziękuję bardzo. Mam jeszcze prośbę.
- Słucham panienko.
- Panna Fray nie zbyt dobrz mówi po hiszpańsku,
a zgubiłam ją w tych licznych korytarzach. Czy mogłabyś poprosić kogoś, aby jej
poszukał i tu przyprowadził?
- Oczywiście panienko.
Dziewczyna odwróciła się i odeszła w kierunku
schodów. Przed drzwiami mojego pokoju stało dwóch gwardzistów ubranych w
eleganckie mundury. Kiedy podeszłam do ozdobnych biało-srebrnych drzwi,
skłonili się i usłużnie otworzyli przede mną obie ich połowy. Skinęłam ich
głową, a oni odwzajemnili ten gest. Zaraz po wejściu zobaczyłam delikatny
błękit na ozdobnych ścianach z białymi ornamentami. Na suficie widziałam
przepiękną sztukaterię i ogromny kryształowy żyrandol. Wszystkie meble zostały
były białe w przepięknym stylu rokokoko. Ogromne łóżko przykryte ozdobną
akwamarynową kapą subtelnie współgrały z kolorem ścian. Zobaczyłam też wielką
kanapę z milionem poduszek i kilka miękkich foteli. W rogu stał biały
fortepian. Koło ogromnych drzwi na taras stała toaletka, a na niej bukiet
niebieskich róż.
- Witamy panienko – powiedziały chórem i
delikatnie dygnęły
- Witajcie, ale proszę was nie dygajcie przede
mną.
- Nie dygać? Jak to?
- Nie jestem nikim ważnym i z pewnością nigdy
nie będę.
- Jest panienka gościem w pałacu.
- Tylko chwilowo. Mam do was pytanie.
- Słuchamy – powiedziały znów chórkiem
- Po co mi pokojówki?
Popatrzyły na siebie zdziwione, jakbym zadała
całkiem głupie pytanie.
- Na przykład, żeby uszyć panience sukienki,
naszykować kąpiel, umalować, upiąć włosy, posprzątać w pokoju, zaanonsować
ewentualnych prywatnych gości, pomóc panience w uporządkowaniu planu dnia,
przypominać panien…
- Dobrze zrozumiałam. Dziękuję wam. Chciałabym
teraz zostać sama.
- Oczywiście, ale musimy najpierw zdjąć z
panienki miarę. Do kolacji musimy uszyć panience sukienkę.
- Nie ma takiej potrzeby.
- Chce panienka iść tak na kolacje z para
królewską? – spytały przerażone
- No dobrze wygrałyście.
One mierzyły mnie tu i tam narzekając cicho na
moją chudość, a ja przyglądałam im się dokładniej. Wszystkie miały takie same
kremowe sukienki do kolan z białymi fartuszkami zakończonymi koronką
przewiązanymi od pasa w dół. Włosy miały zaplecione w warkocze, a następnie
związane z koka. Pozornie różniły się tylko kolorem włosów. Jedna z nich była szatynką,
druga blondynką, a trzecia była ruda. Kiedy wychodziły uświadomiłam sobie, że
nie znam ich imion.
- Poczekajcie chwilę.
- Tak panienko.
- Jak macie na imię?
- Ja jestem Lily – powiedziała blondynka i
dygnęła
- A ja July – szatynka powtórzyła gest Lily
- A ja May – powiedziała cichutko ruda
dziewczyna
- Lily, July i May jestem wam wdzięczna, możecie
już iść.
- Dziękujemy. Przyjdziemy po panienkę, kiedy
trzeba będzie się szykować na kolację.
- To ja dziękuję.
Gdy moje pokojówki w końcu wyszły opadłam na
jeden z miękkich foteli.
…
Godzinę później
Siedziałam przy fortepianie i grałam fragmenty
„Jeziora Łabędziego”, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Już chciałam krzyknąć
proszę, gdy pomyślałam, że to tutaj nie przystoi. Wstałam i podeszłam do drzwi.
Za nimi stał elegancki mężczyzna ubrany w uniform lokaja.
- Witam panienko. Królowa poleciła mi poprosić
cię, abyś po kolacji udała się do jej prywatnego saloniku na drugim piętrze.
Prosi abyś była sama.
- Oczywiście, dziękuję.
Skłonił się, a ja zaczęłam się zastanawiać nad
motywami zainteresowania królowej moją osobą.
Niedługo później przyszły moje pokojówki. Niosły
ze sobą pudełko, w którym jak się domyślałam była moja sukienka. Naszykowały mi
kąpiel, umyły i uczesały włosy. Gdy były już suche, przyszedł czas na sukienkę.
Była rubinowo czerwona, sięgała mi przed kolana i była na dość grube ramiączka.
Na szczęście dekolt był dość mały. Jednak przeliczyłam się myśląc, że odbędzie
się bez sukni do ziemi. Kiedy miałam już na sobie pierwszą warstwę moje
pokojówki wyjęły z pudełka dość cienki i prawie przezroczysty srebrny materiał
przypominający siatkę jaką tworzyły gwiazdy na nocnym niebie. Okazało się, że
to był wierz spódnicy. Trochę poniżej pasa moje pokojówki zapięły mi ten materiał
opadający kaskada, aż do kostek. Do tego dostałam srebrne szpilki, delikatny
wisiorek w kształcie serca i kolczyki do kompletu. Moje włosy zostały
przepięknie upięte szpilkami z rubinami. Byłam gotowa.
- Wygląda panienka przepięknie. – July wyglądała
naprawdę zachwyconą
- Czy któraś z nas ma panienkę zaprowadzić?
- Tak proszę
Schodząc na dół ogromnymi marmurowymi schodami
naprawdę czułam się jak księżniczka. Na szczęście widziała mnie tylko May, bo
schodzenie po schodach w długiej sukni na szpilkach okazało się dość trudne.
Gideon często śmiał się ze mnie, że jestem wyjątkowo niezdarna jak na osobę,
która ma na drugie imię Grace. Ale w efekcie potknęłam się tylko dwa razy.
Kiedy nareszcie doszłam do jadalni, lokaj zaanonsował moje przybycie, a ja weszłam
do środka budząc powszechne zainteresowanie. Teraz pierwszy raz we
współczesnych czasach przydały mi się lekcje Loży. Od tamtych czasów na dworze
nie wiele zwyczajów się zmieniło. Może bardziej odrobinę przystosowano te stare
do nowych czasów. Dzięki temu nie gubiłam się w tytułach, stanowiskach ani
pozycji na dworze. Nie czułam się skrępowana, ale nie byłam pewna jaką pozycję
ja sama posiadałam. Nie miałam tytułu i jedyną rzeczą jaka mnie tu trzymała
było zaproszenie potencjalnego przyszłego króla. Starałam się nie wywyższać
ponad nikogo i każdemu okazywać duży respekt. W końcu przyszła i Leslie.
Przeprosiłam moje towarzystwo i powoli ruszyłam w stronę zagubionej
przyjaciółki.
- Widzę, że księżniczka dziś nie odnajduje
znajomych twarzy na dworze
- Nie żartuj Gwen. Ja nawet nie rozumiem co oni
do mnie mówią.
- A kto ci bronił się pilniej uczyć?
- Raphael – wypaliła – mówił, że nie spotyka się
z kujonkami
- Kiepska wymówka.
- Wiem – powiedziała z rezygnacja
- Trzymaj się blisko mnie. Będę twoim tłumaczem,
wasza książęca wysokość – zażartowałam
- Nie odpuścisz mi?
- Nie – pokręciłam głową
Krążyłyśmy po Sali czekając na przybycie rodziny
królewskiej. Lokaj właśnie wnosił na salę tacę z winem, gdy podszedł do nas
młody i bardzo przystojny blondyn o włoskich rysach.
- Witam panie, jestem książę Nicolas De’levenc –
powiedział to po francusku, więc założyłam, że pochodził z jednej z
arystokratycznych rodzin, które zachowały tytuły po upadku monarchii.
- Witam wasza książęca wysokość, nazywam się
Gwnedolyn Grace Montrose, a to moja przyjaciółka panna Leslie Fray. –
powiedziałam również po francusku
- Gwen co on powiedział? – spytała szeptem
- Jest księciem, a nazwiska chyba nie musze
tłumaczyć, ja nas przed stawiłam – streściłam jej w dużym skrócie
- Bardzo przepraszam, ale moja przyjaciółka nie
zna zbyt dobrze francuskiego, powiedziałam jej tylko o czym rozmawialiśmy. –
zwróciłam się do chłopaka
- Nic nie szkodzi, panno Gwiendeljni.
Zaśmiałam się. To była wielka wada mojego
imienia, prawie w żadnym języku nie brzmiało jak powinno. Widząc moje
rozbawienie, zakłopotał się.
- Czy powiedziałem coś nie tak?
- Nie, tylko myślę, że łatwiej będzie jeśli
będzie mnie pan nazywał Grace.
- Może tak będzie lepiej, panno Graice. – było
znacznie lepiej niż przy Gwendolyn
- Wracając do naszego problemu, może znajdziemy
jakiś inny wspólny język. Może pani przyjaciółka mówi po hiszpańsku?
- Niestety
- W takim razie czy mógłbym spytać jakie języki
zna biegle?
- Leslie jakie języki znasz biegle? – szepnęłam
-Tylko to nie czas na popisy.
- Angielski
- Niestety chyba tylko angielski, sir.
- Wielka szkoda chętnie porozmawiałbym z uroczą
panna Fray, ale nie znam angielskiego zbyt dobrze.
- Wielka szkoda.
- Zapewne są panie gośćmi naszego przyszłego
króla i jego pięknej narzeczonej.
- Zgadza się. Nasze rodziny łączy długoletnia
przyjaźń i liczne interesy. – przytaknęłam
- Doskonale pani mówi po francusku. Ma pani
prawie niewyczuwalny akcent.
- Bardzo dziękuję.
- Czy mogę spytać ile języków jest w pani
władaniu?
- Kilka
- Nie zechce mi pani zdradzić szczegółów?
- Nie chciałabym okazać się pyszna. –
odpowiedziałam lekko mrużąc oczy
- Ależ jestem tego bardzo ciekawy. Nalegam
- Z używanych do dziś to francuski, hiszpański,
włoski, angielski, duński, polski, niemiecki i jeszcze kilka – powiedziałam z
lekkim uśmiechem
- Jestem pod dużym wrażeniem – skłonił się lekko
– Jakie były powody do nauki tak wielu różnych języków?
- Głównie liczne podróże. Bardzo często się
przeprowadzam i kiedy jestem w nowym miejscu to praktycznie jest używać
miejscowego języka. Jednak nie we wszystkich tych krajach byłam. Po prostu nauka języków sprawia mi dużą przyjemność i
wypełniam tym swój wolny czas.
- Jest pani bardzo niezwykłą kobietą.
…
Reszta wieczoru upłynęła bez większych
niespodzianek. Zaraz po kolacji ruszyłam w kierunku apartamentów królowej, ale
na drodze stanął mi Gideon.
- Wyglądasz zdecydowanie zbyt ślicznie.
Powinienem przydzielić ci dodatkowa ochronę, żeby jakiś złodziej nam nie ukradł
tak cennego klejnotu.
- Przestań, - trzepnęłam go delikatnie w ramie -
tu jest więcej ochrony niż w białym domu.
- Tylko trochę więcej. – nagle zmienił temat -
Mam cię eskortować do królowej.
- Oczywiście gwardzisto – zażartowałam
W dobrych humorach doszliśmy na miejsce. Lokaj
zastukał do drzwi.
- Wasza wysokość, przyszła panna Montrose
- Wprowadź ją.
- Wasza wysokość – dygnęłam
- Usiądź moje dziecko.
- Dziękuję – powiedziałam zajmując miejsce
naprzeciwko niej
- Mógłbyś nas zostawić mój drogi? – zwróciła się
do Gideona, który nie odrywał ode mnie wzroku
- Oczywiście, wasza wysokość – skłonił się
wychodząc
- Jesteś śliczną dziewczyną.
- Bardzo dziękuję – powiedziałam spuszczając
wzrok
- To wspaniały chłopak. Nie wiem czy zdajesz
sobie sprawę jaki ciężar nosi król, nawet w dzisiejszych czasach. Jest dla mnie
jak syn, pomimo, że znam go tak krótko. Nie chciałabym, aby do końca życia był
nieszczęśliwy, bo ożeni się z niewłaściwą kobietą.
- Alicia na pewno okaże się odpowiednia –
powiedziałam starając się nie okazać smutku
- Masz rację. Na pewno dobrze wyjdą zdjęcia ze ślubu,
gazety będą zadowolone, oni może nawet początkowo szczęśliwi, ale to minie
bardzo szybko. Pierwsza kłótnia i od razu wszystko się posypie. Widzisz moja
droga, bez miłości nie ma szczęśliwego małżeństwa. Oczywiście dziennikarze
dowiedzieliby się dopiero po latach, bo dobrze by to ukrywali, ale mi zależy na
szczęściu Gideona.
- Mnie także, ale co ja mogłaby zrobić?
- Widzę jak ona na ciebie patrzy i że stara się
tak samo patrzeć na nią przy kamerach, lecz miłości nikt nie zagra tak
przekonująco jak można zagrać inne uczucia. On cię kocha, kochał jeszcze przed
przyjazdem tu. On mi o wszystkim powiedział moja droga.
- Och. To znaczy o pod…ró… - zająknęłam się
- Tak, o podróżach w czasie także, ale głównie o
tobie i tym co was łączyło i wciąż łączy. Czyż nie?
- TAK
- Jednak pamiętaj o jednym. Teraz już nie jesteś
tylko ty i on, ale także prasa, opinia publiczna, cały dwór itd. Jeśli go
poślubisz to nie tylko jego poślubisz koronę i Hiszpanię. Zostaniesz królową, a
po mimo wszystkich tego zalet ma to swoje ogromne wady. Musisz się dobrze
zastanowić, bo rozwody w rodzinach królewskich są skrajnie rzadkie i źle
widziane.
- Ale to jeszcze niepewne, że to on zostanie
królem. – w moim głosie była nuta nadziei
- Mój mąż umiera i niestety zdaje sobie z tego
sprawę. Dlatego już dawno podpisał stosowny dokument, ale wciąż czekamy na
dzień w którym będzie miał dość sił by to osobiście ogłosić. – jej smutny głos
wskazywał na małe prawdopodobieństwo takiego obrotu wydarzeń
- Bardzo mi przykro – powiedziałam kładąc dłoń
na jej dłoni
Moje kochane rubinki,
Mam wielka nadzieję, że podoba wam się, że nasza ukochana para
wraca na dobre tory. Boje się czy trochę was nie zanudzam tą dużą ilością osób
postronnych. Jak zawsze proszę o komentarze dobre i złe, niestety ostatnio było ich bardzo mało. Dlatego proszę, jeśli czytacie mojego bloga to zostawcie mi jakiś znak :)