Podoba wa się ten blog

piątek, 13 lutego 2015

Rozdział 4.

Gwendolyn

- Uff – westchnął zamykając za nimi drzwi.
- Co cię tak bawi? – zapytał z oburzeniem
- Nic, nic tylko fajnie cię nazwała – moje ciasteczko tak?
- Możesz sobie darować?
Pokręciłam głową wciąż chichocząc pod nosem.
- Za to zauważyłem, ż ktoś tu się poduczył francuskiego jak mnie nie było? – Gideon skierował rozmowę na inny temat
- To nie jedyna rzecz, której zdążyłam się nauczyć.
- Nie wyjawisz mi cóż to za umiejętności? – tym razem to on się śmiał
- Nie, ale wyjawię ci, że w poniedziałki, środy i piątki oprócz elapsji mamy obowiązkowe treningi w związku z tą drugą lożą.
- Tak? Czy tak wytrenowani supermeni jak ja też i czy dziewczęta ćwiczą w jednej sali z facetami – zapytał wyraźnie zainteresowany
- Tak i tak. Pamiętasz, że jestem tam jedyną dziewczyną?
- Czyli, będę miał wiele okazji, żeby cię czegoś nauczyć.
- Oczywiście, zupełnie tak jak Charlotta. – nie mogła się powstrzymać i przewróciłam oczami
- Znów poprosili ją o pomoc? Porozmawiam o tym z wujem. To musi bić dla ciebie przykre ciągle pobierać u niej lekcje. – powiedział to z taką troską w głosie, że o mały włos a bym mu wszystko wygadała
- Nie nie trzeba. Ma to i swoje dobre strony – odrzekałam wymijająco
- Mianowicie?
- Oj przestań. Nie jesteśmy na komisariacie policji, a ja niczego nie ukradłam panie de Villiers.
- A mi się wydaje, że jednak Pani ukradła Panno Shepard.
Mówiąc to zbliżył się do mnie z szerokim uśmiechem.
- Słucham? – naprawdę nie wiedziałam o co mu chodzi
Patrzył na mnie jakby chciał mi o czymś przypomnieć, a potem przyciągnął mnie do siebie i szepną.
- Ukradłaś moje serce Gwenny.
W jego słowach było tyle czułości, że zapragnęłam już na zawsze żyć tą jedną chwilą. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Na szczęście nie musiałam. Gideon spojrzał mi prosto w oczy jakby chciał się upewnić, że jestem prawdziwa, a później oboje zapomnieliśmy o bożym świecie wtuleni w swoje ramiona. I nagle cały czar prysł.
- Aaa … co tu się wyprawia? – krzyknął wciąż nieźle wstawiony Raphael jednocześnie podnosząc się z kanapy
Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni. Gideon sprawiał wrażenie zupełnie wytrąconego z równowagi. Chwyciłam go za ramie jakby upewniając się, że wszystkie zęby jego brata pozostaną na miejscu. Opanował się jednak i odburknął tylko:
- Nic, ty pajacu
- Pajace to są w cyrku, a ja jestem nowym playboyem – odparł z zupełną powagą
Po tych słowach nie wytrzymałam i zaczęłam chichotać.
- To może ja zaparzę ci jakieś ziółka i przyniosę aspirynę – powiedziałam dusząc się ze śmiechu
Kiedy wróciłam obaj siedzieli obok siebie na kanapie i dyskutowali o urządzaniu prywatek. Z tą różnicą, że Raphael nie wiedział o co chodzi, a Gideon wiedział aż za dużo.
- Ok, skarbie może odłożycie tą debatę do czasu, gdy twój brat będzie w stanie to zapamiętać dłużej niż dziesięć minut. Idź pod prysznic i marsz do łóżka. Na pewno jesteś zmęczony, a ja spróbuję docucić twoje młodsze ja.
- O wypraszam sobie, ja w jego wieku nawet nie dotykałem alkoholu. – odparł oburzony
- Tak tak, wiem. Super tajna loża i odpowiedzialność skłaniały cię do rezygnacji z wielu przyjemności. Szkoda tylko, że z rozkazywania mi na każdym kroku nie.
- Co proszę? Ja ci nigdy, przenigdy nie rozkazywałem
- Chyba jednak tak – powiedziałam z filuternym uśmiechem
- Tylko wtedy, gdy to było konieczne.
Za pół godziny obaj spali smacznie. Jeden w sypialni drugi w salonie. Nic tu po mnie pomyślałam. Zeszłam na dół do sklepu i zrobiłam zakupy. Zaniosłam je na górę i rozpakowałam, bo do naleśników zużyłam wszystko co znalazłam i było jadalne. Napisałam karteczkę z informacją, że poszłam do domu i zostawiłam ją koło łóżka Gideona. Do domu pojechałam taksówką. Po drodze opowiedziałam wszystko Leslie. Kiedy dojechałam poszłam od razu na górę. Ponieważ na kolacje nie zdążyłam wolałam unikać Lady Aristy, ciotki Gleny a w szczególności Charlotty. Nagle uświadomiłam sobie, że nie poddawałam się dziś elapsji. Ogarnęło mnie przerażenie, iż znowu będę musiała uciekać przed członkami mojej rodziny, aby uniknąć aresztu.
- I tak już nic na to nie poradzę – szepnęłam sama do siebie
Poszłam się umyć i od razu położyłam się do łóżka. Mdłości nie nadchodziły, więc udało mi się zasnąć.

Gideon

Obudziłem się o 9:00 rano. Obróciłem się na łóżku chcąc spojrzeć na Gwenny. Ku mojemu zdziwieniu nie było jej tam. Pewnie już wstała pomyślałem. Podniosłem się i zauważyłem małą karteczkę na stoliku nocnym.
Wróciłam do domu.
Zakupy masz w lodówce
Nie uduś brata.
Gwenny :)

Nie uduś brata. Okey to w takim razie urwę mu łeb. Szybko wykonałem toaletę poranną i ubrałem się. Byłem pewien, że nie ma nic do jedzenia, ale przypomniałem sobie o Gwen. Jest 9:30 chyba już nie śpi pomyślałem. Wziąłem komórkę i wykręciłem numer.
- Hallo – usłyszałem głos Charlotty
- Charlotta? Podasz mi Gwen?
- Gideon. Przepraszam, że nie było mnie na lotnisku, na pewno zastanawiałeś się gdzie jestem. Wynagrodzę ci to, może pójdziesz ze mną na imprezę do Cinthy?
- Wiesz to chyba nie jest najlepszy pomysł. Jest tam gdzieś Gwen?
- No tak to pewnie dla ciebie zbyt nudne to może…
- Nie o to chodzi. Dasz mi Gwen?
- To może po prostu spotkamy się w kawiarni?
- Charlotto to nie chodzi o miejsce tylko o … No dobrze spotkajmy się, ale jako przyjaciele
- Jak to przyjaciele?
- Przecież nimi jesteśmy. Może za godzinę w Starbacksie?
- Ok, ale będziesz musiał mi wyjaśnić dlaczego nagle staliśmy się przyjaciółmi.
- Co? My przecież … Oczywiście. – powiedziałem z rezygnacją
- Do zobaczenia
Gwendolyn

Jak w każdy wtorek byłam umówiona z Leslie w Sturbacksie na 10:00. Przyszłam wcześniej i udało mi się zaklepać stolik w kącie. Lubiłyśmy go najbardziej, bo było widać z niego całą salę, a na nas prawie nikt nie zwracał uwagi. Zmówiłam dwie Late i usiadłam. Leslie przyszła pięć minut później. Natychmiast mnie zauważyła i usiadła koło mnie.
- Hej
- Hej
- Po dwóch latach zostawiłaś go z bułkami i dżemem w lodówce?
- A co miałam ta siedzieć i czekać, aż się obudzi?
- No nie. A może on jednak kogoś ma skoro nie zrobił nic, żebyś została.
- Chyba żartujesz. Leslie przestań w końcu.
- Ok. Nie chciałam być nie miła. Po prostu się o ciebie martwię.
- Tak wiem. Czekaj czy to Charlotta?
- Chyba tak.
- Wydaje się, że na kogoś czeka.
- Hej to chyba Gideon. On podchodzi do niej, a ona rzuca mu się na szyję – Leslie relacjonowała mi wszystko jakbym była niewidoma
- Widzę – powiedziałam przez łzy
Dłużej nie wytrzymałam, zabrałam swoje rzeczy i wybiegłam z kawiarni. Na moje nieszczęście siedzieli przy wyjściu. Ze łzami w oczach widziałam wszystko jak przez mgłę. Zahaczyłam o krzesło. Gideon się obejrzał, nie zobaczyłam wyrazu jego twarzy. Biegłam dalej przed siebie, choć słyszałam za sobą jego krzyki. Jak na złość nie mogłam złapać taksówki i zdążył mnie dogonić.
- Gwen, do niczego nie doszło.
- Idź  sobie, ok.
- Gwen pogadajmy.
- O czym?
- Chcę ci wyjaśnić.
- No dobrze, słucham.
- Tutaj? Chodź usiądziemy.
Usiedliśmy na ławce. Gideon wyciągnął rękę jakby chciał mnie pogłaskać po policzku, ale się odsunęłam.
- Gwenny, ja zadzwoniłem do ciebie, ale Charlotta odebrała. On żyje jakby w innym świecie. Całą rozmowę prosiłem, żeby mi ciebie podała, ale ona ciągle tylko mnie gdzieś zapraszała …
- A ty się potulnie zgodziłeś. – powiedziałam z irytacją
- Nie to znaczy umówiłem się z nią, ale od razu zaznaczyłem, że jak przyjaciele. Chciałem jej tylko wyjaśnić, że pomiędzy nami nic nie ma i że to ciebie kocham. Gwenny ja cię kocham uwierz. – powiedział błagalnie
- Naprawdę? – spytałam
Zapewne znów miałam minę Bambiego.
- Naprawdę Gwen, to ona się na mnie rzuciła. Ja …
- Przepraszam – szepnęłam
Czułam się głupio. Przecież wiedziałam, że Charlotta ma bzika na jego punkcie.
- Gwenny, nie masz za co. To wszystko moja wina.
Wpadłam w jego objęcia. Nie chciałam patrzeć mu w oczy. Wiedziałam, że mnie nie okłamuje. Jak mogłam pomyśleć, iż on mnie oszukuje?
- Zobaczysz udowodnię ci, że tylko ciebie kocham.
- Nie musisz i tak to wiem. Przepraszam, ale jak cię zobaczyłam z nią to…
- Nie masz za co Gwenny.

Cały dzień spędziliśmy razem i dopiero, gdy wracałam do domu Leslie dowiedziała się, że nie musi planować morderstwa Gideona. 

                                                  ...

Wróciłam do domu około północy. Ciotka Glena czekała na mnie i zrobiła mi awanturę o pozbawianiu Charlotty pozycji w loży, chłopaka i czegoś tam jeszcze. Zanim pozwoliła mi iść do łazienki przekazał mi zapieczętowany list do Falka de Villiersa. Kazała mi dostarczyć go Mistrzowi do rąk własnych. Po tej jakże interesującej rozmowie spotkałam na korytarzu Charlottę. Na szczęście ona była zbyt zmęczona płaczem, żeby robić mi wyrzuty. Naprawdę było mi jej żal, ale dostałam wystarczający wygawor od jej matki i o pierwszej nad ranem nie miałam ochoty słuchać jeszcze jej żali. Poszłam od razu do łazienki, a później do łóżka.
- Wstawaj Gwen. – usłyszałam głos mamy
- Co się stało? – zapytałam zupełnie nieprzytomna
- Przysłali samochód z loży, są strasznie rozgorączkowani i ciągle mnie pośpieszali. Wstawaj proszę..
- Twój kochaś też przyjechał – usłyszałam głos Xemeriusa
To ostatecznie mnie rozbudziło. Wyskoczyłam z łóżka. Pobiegłam do łazienki. Umyłam i wysuszyłam włosy. Zrobiłam szybki make-up i pobiegłam do pokoju się ubrać. Wszystko nie trwało dłużej niż pół godziny, ale i tak nie pozwolili mi już zjeść śniadania. Mama wcisnęła mi tylko kanapkę na drogę i wybiegłam na zewnątrz. Wpadłam na Gideona opartego o limuzynę.
- Hej – powiedziałam
- Cześć, królewno gdzie tak pędzisz?
- Do wieży mój królewiczu.
- Już wsiadajcie dzieciaki – pośpieszał nas Pan George
Wsiedliśmy do samochodu. Kierowca pędził jak wariat i po dziesięciu minutach byliśmy w loży.
- Nareszcie – zawołał Falk de Villiers – do środka, natychmiast.
Szedł tak szybko, że ledwo za nim nadążaliśmy. Kiedy biegliśmy do Smoczej Sali zauważyła, że jest w niej więcej osób niż kiedykolwiek przedtem.
- Panowie, tym którzy jeszcze nie mieli tej przyjemności mam wielką przyjemność przedstawić Gwendolyn Shepard – rubin i Gideon de Villiers – diament. Dwoje ostatnich podróżników w czasie. – przedstawił na Falk
Mój chłopka się skłonił, więc ja dygnęłam. W dżinsach za pewne wypadło to marnie, ale zawsze to coś.
- Przejdźmy od razu do rzeczy – zaproponował nieznany mi głos
- Zgadzam się, nie mamy wiele czasu – przytaknął drugi
- Jak zapewne większość już wie, udało nam się rozszyfrować pisma dotyczące drugiej loży. Niestety nie zawierają nic dobrego. Wiemy, że pierwsze dzieci hrabiego założył tę organizację, ale to nie jest istotne. Istotne jest to, że wszyscy potomkowie z ich linii byli sukcesywnie trenowani i szkoleni na wypadek gdyby hrabia potrzebował pomocy. Pomagali mu przez setki lat. Jednak najważniejsze pytanie stoi teraz przed nami: Co zamierzają zrobić po jego schwytaniu i porażce? Natrafiliśmy na ślady opisujące ich działania i cele. Między innymi są pogłoski ich głównego celu. Oni ponoć posiadają ogromny zegar w którym przy każdej godzinie jest miejsce na krew każdego dziecka. Dwanaścioro dzieci – dwanaście godzin tak jak dwunastu podróżników w czasie. Ich proroctwa głoszą, że gdy zegar będzie kompletny zastanie uwolniona potężna siła, która pozwoli na kontrolowanie czasem jednej osobie wybranej z pośród nich.
- To dlaczego z tego nie korzystają? Przecież mogliby zapobiec klęsce hrabiego i pokrzyżować wszystkie nasze plany – spytał Gideon
- Bardzo rozsądne pytanie. Otóż ich pisma głoszą, że udało im się naprawić ten zegar dopiero w zeszłym roku. Hrabia nie miał wtedy dostępu do chonografu i nie mógł zdobyć krwi swoich dzieci. Mógł oczywiście próbować użyć naszego, ale to było bardzo ryzykowne. Pamiętajmy, że to nie było dla nich takie ważne to miało być tylko koło ratunkowe, gdyby hrabiemu nie udało się zabić Gwendolyn i znów stać się nieśmiertelnym. On zaś nie przewidywał porażki. Jego zwolennicy potrzebują więc podróżnika, aby zdobył dla nich próbki. Mają więc tylko dwa wyjścia: schwytać i zmusić jedno z was do współpracy lub uwolnić hrabiego. – podsumował Falk
- Ja uważam, że raczej będą woleli uwolnić swojego niż porywać jednego z naszych podróżników. Musieliby ryzykować to, że oni odmówią współpracy. Oczywiście mogli próbować ich szantażować, ale nie odważyli by się na otwartą napaść na ich rodziny, a im samym nie można nic zrobić. – wtrącił się doktor White
- Masz rację Jack, ale nie wiemy czy oni o tym wiedzą. – dodał Pan George
- Jeśli wiedzą on nas przynajmniej połowę tego co my o nich to z pewnością wiedzą i to. – powiedział Falk
- Musimy czekać na ich ruch. Oczywiście nie zupełnie bez czynnie. Myślę, że nalży kontynuować treningi naszych podróżników i wszystkich członków loży. Wyznaczyć ochronę dla rodzin i przyjaciół naszych podróżników oraz zacząć szukać obecnych członków drugiej loży...

Kochani, bardzo przepraszam, że tak długo nie było nic nowego, ale musiałam dopracować parę szczegółów. Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał. Jak zwykle proszę o komentarze :)

3 komentarze:

  1. PIERWSZA!!!
    Rozdział boski. Warto było poczekać.
    Mam tylko takie małe zastrzeżenie. Dlaczego w takim momencie?!!!
    Pozdrawiam i weny. <3
    Oby NEXT był szybciej. BŁAGAM CIĘ O TO!!!!

    OdpowiedzUsuń