Rozdział 5.
Gwendolyn
- Uważam, że to bardzo rozsądny pomysł – zgodził
się Falk
- A więc Gwendolyn i Gieon marsz do szatni się
przebrać na trening. Będziecie dziś ćwiczyć z pierwszą grupą, a później
oczekujemy was na elapsji. – zakomenderował – Ciekawe dlaczego Charlotty
jeszcze nie ma?
- Ciotka Glena kazała przekazać Panu ten list.
Myślę, że tam tkwi odpowiedź. – rzekłam do Wielkiego Mistrza podając mu kopertę
- Dziękuję Gwendolyn.
- Idziesz? – zapytał Gideon
- Tak
Pobiegliśmy do szwalni madame Rossini i
przebraliśmy się w przygotowane czarne stroje treningowe. Kiedy weszliśmy do
Sali nikogo jeszcze nie było.
- Jesteśmy pierwsi – powiedziałam
- Owszem. To czego mam cię dziś nauczyć?
- Mamy od tego trenera, wiesz?
- Wiem, ale ja jestem lepszy i przystojniejszy –
rzucił wytrzeszczając do mnie zęby
W tej chwili zaczęli się schodzić strażnicy i
niektórzy adepci, a zaraz za nimi nasz trener - Pan Kingslej. Zauważyłam wśród
nich Pana Marleya i zaraz zrobiło mi się go żal. Prawie wszyscy byli od niego
wyżsi i znacznie lepiej zbudowani. Mały i tłusty Pan Marley w obcisłym czarnej bluzce na grube ramiączka i
czarnych spodniach siedem ósmych prezentował się żałośnie. Ten strój nawet mi
się podobał, ale na Gideonie lub tej lepiej zbudowanej większości. Na mnie też
wyglądał nieźle. Przez te ostatnie dwa lata ćwiczeń na tajnych lekcjach
dorobiłam się niezłej kondycji i nawet całkiem ładnie zbudowanego ciała. Nie
miałam barów jak ci faceci, ale spokojnie mogłam konkurować z niejedną
biegaczką lub akrobatką. Wydawało mi się, że Gideon też zauważył jakąś zmianę,
ale nic nie powiedział tylko coraz uważniej mi się przyglądał.
- O jest i nasz diament. Robert Kingslej bardzo
mi miło – wyciągnął do niego dłoń
- Gideon de Villiers
- Słyszałem od pana kompanów, że jest Pan doskonałym
fechmistrzem. Czy to prawda? - spytał
- Myślę, że to duża przesada – odparł skromnie
- No cóż zobaczymy, bo dziś mamy w planach walkę
w ręcz i szermierkę. Lepiej się dobrze rozgrzejcie, bo nikt z tond nie wyjdzie
puki nie zaliczy obydwu stanowisk w stopniu satysfakcjonującym. – powiadomił
nas trener
- Czy to znaczy, że nasza dziewczynka tutaj
nocuje? – drwili strażnicy
Żaden z nich nie był przy moich ćwiczeniach z
Charlottą, ponieważ trener uznał, że ze względu na moje zacofanie będę pobierać
indywidualne lekcje. Potem jednak zmienił zdanie, gdy dorównałam mojej kuzynce
we wszystkim, a w walce w ręcz nawet byłam ciut lepsza.
- Bardzo zabawne. – rzucił Gideon
- Nie oceniaj książki po okładce – zachichotał
trener
Mój chłopak i inni spojrzeli na niego zdziwieni,
ale nic nie powiedzieli.
- Od czego wolicie zacząć? – spytał
- Od szermierki – krzyknęli chórem
- A więc wszyscy mają wziąć swój sprzęt z pod
ściany. Pani po prawej, Panowie po lewej stronie filara. Kiedy wszyscy mieli na
sobie sprzęt oprócz hełmów, trener zaczął wyjaśniać zasady.
- To bardzo proste. Mamy dwa pola, więc będą
walczyć dwie pary jednocześnie. Jako, że panna Charlotta nas opuściła Gwen
będzie musiała walczyć z mężczyzną. Kto przegra odchodzi. Zwycięzca zostaje i
walczy dalej. Jasne?
- Tak trenerze. – znów odezwał się zgodny chór
Kiedy trener wyznaczał pierwsze pary, Gideon
odezwał się do mnie.
- Nie martw się. Oni też kiedyś zaczynali.
- Nie martwię się – powiedziałam dusząc w sobie
śmiech.
Gdybyś tylko wiedział pomyślałam.
- Może mam z nimi pogadać? To przestaną się z
ciebie śmiać. – zaproponował
- Hej, może trochę więcej wiary? – udałam
oburzenie
- Gwen wiesz, że nie chciałem cię urazić, ale
oni ćwiczą od lat a to jest twoja druga lekcja. Swoją drogą to dziwne. Przecież
miałaś mieć indywidualne lekcje. Jak przekonałaś trenera?
- Nie musiałam. Sam tak postanowił.
- Gideonie, twoja kolej – krzyknął trener
Mój chłopak stał, założył hełm i podszedł do
przeciwnika. Wiedziałam, że wygra, ale poczułam dreszczyk emocji. Oczywiście
zwyciężył i walczył dalej z innymi. W końcu przyszła moja kolej.
- Gwen, teraz ty.
Nie stanęłam naprzeciwko Gidona, lecz jakiegoś
strażnika. Postanowiłam, że będę udawać niedoświadczoną, żeby zyskać przewagę.
- Masz ze sobą chusteczki, dziecinko?
- Nie. A co? - starałam się udawać przestraszoną i zestresowaną, aby podbudować jego pewność siebie
- Będą ci potrzebne gdy polegniesz z kretesem.
- No cóż, zawsze musi być ten pierwszy raz.
Trener chichocząc dał sygnał do rozpoczęcia
walki. Pięć minut później mój przeciwnik schodził z pola walki ze speszonym
wyrazem twarzy. Pan Kingslej chichotał jeszcze głośniej, gdy pokonałam
następnego przeciwnika i kolejnego i kolejnego, aż wreszcie nie wytrzymał i
wybuchnął śmiechem, bo wszyscy mieli coraz bardziej zdziwione miny, włącznie z
moim ukochanym, który pokonywał przeciwnika za przeciwnikiem na sąsiednim polu
walki. W końcu zostaliśmy tylko we dwoje i trener ogłosił walkę zwycięzców. Tym
razem wiedziałam, że nie ma żartów. Z nim mi nie pójdzie tak łatwo jak z
tamtymi. Kiedy trener dał sygnał na rozpoczęcie walki wszyscy wstrzymali
oddech.
Nasza walka trwała naprawdę długo i może coraz
większe zdziwienie i zmęczenie Gideona sprawiły, że w końcu go pokonałam.
Zaczerpnęłam głęboko powietrza. W całym pomieszczeniu nikt oprócz trenera nie
wydawał z siebie najcichszego dźwięku. On zaś śmiał się coraz głośniej, aż
wreszcie uspokoił się trochę i spytał:
- I co? Dalej uważacie, że Gwen będzie tu
nocować?
Nikt nic nie odpowiedział. Zdjęłam hełm i
rzuciłam im pogardliwe ale i triumfalne spojrzenie.
- A nagrodą dla zwycięzcy jest odbycie tylko
tylu walk wręcz ile będzie chciał. W tym wypadku chciała. Może odmówić walki z
kimkolwiek. – podkreślił ostatnie zdanie
- Gratuluje Gwendolyn – trener podał mi dłoń
- Dziękuję
Gideon i reszta wciąż wyglądali na
oszołomionych. Dopiero teraz zaczęli traktować mnie poważnie. No cóż ich
problem pomyślałam.
- A wy co tak siedzicie jak kołki? Nie
popisaliście się wy moi wielcy wojownicy. Marsz się przebrać do walki w ręcz.
Wszyscy pobiegli się przebrać i ja też. Co
prawda nie wiedziałam, czy będę walczyć ale ten strój był o wiele wygodniejszy.
- A więc
Gwendolyn, będziesz walczyć? – spytał trener gdy wszyscy wrócili
- Jeszcze nie wiem. – powiedziałam z wielką
godnością
Nie pasowała mi ta rola. Nie chciałam być dla
nich zimna i odległa, ale skoro inaczej mnie nie szanowali to trudno. Myślałam,
że będą mnie traktowali jak jedną z nich. Byłam bardzo przygnębiona. Usiadłam
pod ścianą i obserwowałam walki. Gideon usiadł koło mnie. Nie wydawał się zły,
lecz ciągle jeszcze był zaskoczony.
- Gwen, gdzie się tego nauczyłaś i kiedy?
- No wiesz przez ostatnie dwa lata miałam sporo
czasu. Nie gniewasz się? – spytałam trochę zaniepokojona
- Nie, ale mogłaś mnie uprzedzić. Wtedy nie
dałbym ci takich forów – powiedział to z uśmiechem, więc wiedziałam, że wszystko
jest ok
- I tak byś nie wygrał.
- Jeszcze zobaczymy.
Objął mnie ramieniem i szepnął:
- Patrz na tego fajtłapę. Jak on ma się niby
obronić? – mówiąc delikatnie wskazał dłonią na Pana Marleya.
- Oj, przestań. To nie jego wina. Do tej pory
nikt od niego nie wymagał tego rodzaju umiejętności. On przecież zajmował się
nami i chronografem.
- No właśnie. Co on by zrobił, gdyby ktoś chciał
ukraść chonograf. – Gideon jak zwykle miał swój ironiczny uśmieszek
- Twoi protegowani strażnicy też nie potrafili
go upilnować – powiedziałam z przekąsem – Lucy i Paul chyba nie mieli trudności
z kradzieżą?
- To zupełnie co innego. Zdrady nie da się
przewidzieć.
- Tłumacz to jak chcesz. A teraz się rusz, bo
twoja kolej.
Gideon wstał i podszedł
do przeciwnika. Wyglądało to dość makabrycznie, bo staną naprzeciwko jednego z
najwyższych i najsilniejszych strażników jacy byli w sali treningowej. Jednak
mój chłopak rozegrał to bardzo sprytnie, zręcznie unikał ciosów czekając aż
przeciwnik opadnie z sił. Po jakiś dziesięciu minutach intensywnego nacierania
przeciwnik zmęczył się i Gideon uderzył. Wielki mięśniak upadł na matę, a
dookoła usłyszałam wiwaty na cześć zwycięzcy. Kiedy pokonał już wszystkich
spojrzał na mnie pytająco.
Hej kochane,
Dzisiejszy rozdział jest bardzo króciutki i podejrzewam, że macie ochotę mnie udusić. Chciałam was przeprosić, ale i prosić o zrozumienie, bo tygodniu Pani od francuskiego, matmy i Pan od fizyki zapowiedzieli na sprawdziany. Obiecuję wam, że następny będzie dużo dłuższy :)
Krótki, ale fajny!
OdpowiedzUsuńOMG!!!
OdpowiedzUsuńRozdział fenomenalny! <3
Reakcja ich wszystkich bezcenna.
Rozdział kredki, ale to nic nie szkodzi. Ważne że dodałaś. Mam nadzieję, że NEXT pojawi się jeszcze w tym tygodniu. Muszę przyznać, iż jestem nie nasycona twoim blogiem. Kocham go i historię jaką tworzysz. Jest świetna tak jak ty. Masz ogromny talent i powinnaś się go trzymać.
Pozdrawiam i czekam na NEXT!!! <3 <3 <3 <3
OMG!!!
OdpowiedzUsuńRozdział fenomenalny! <3
Reakcja ich wszystkich bezcenna.
Rozdział kredki, ale to nic nie szkodzi. Ważne że dodałaś. Mam nadzieję, że NEXT pojawi się jeszcze w tym tygodniu. Muszę przyznać, iż jestem nie nasycona twoim blogiem. Kocham go i historię jaką tworzysz. Jest świetna tak jak ty. Masz ogromny talent i powinnaś się go trzymać.
Pozdrawiam i czekam na NEXT!!! <3 <3 <3 <3
Genialny rozdział. Myślałam, że popłaczę się ze śmiechu jak Gwenny ich załatwiła. DAWAJ NAM TU SZYBKO NEXT!!!
OdpowiedzUsuń